Drugą
część mojego urlopu spędziłam aktywnie zwiedzając
Chorwację Północną i Słowenię. Pojechałam tam na zorganizowaną
wycieczkę firmową. Była ona zupełnie inna niż taka przygotowana przez typowe biuro
podróży. Dzięki Justynie, właścicielce biura podróży lemon&lime każdy wyjazd zaskakuje i chce się
więcej i więcej. Po Toskanii (klik), a teraz Chorwacji, jestem skłonna jeździć na takie grupowe wojaże tylko z
tym organizatorem. Pełny profesjonalizm. Spędziliśmy
urlop nietypowo i we wspaniałej atmosferze (to również zasługa naszej przewodniczki Agi:-))
Zakwaterowani byliśmy w Lovranie, jednym z kurortów Riwiery Opatijskiej, jakże różniącym się od typowych południowych miejscowości letniskowych. Stamtąd wyruszaliśmy na nasze wycieczki.
W trakcie pobytu niewiele było czasu na leniuchowanie (raptem jeden dzień). Arakcją tego wybrzeża jest 12 kilometrowa
promenada wzdłuż brzegu morza, która ciągnie się do pobliskiej Opatiji. Podczas
spaceru przyjemnie było przysiąść na ławce lub wykąpać się w jednej z wielu urokliwych
zatoczek.
Opatija była dawniej jedną z najbardziej elitarnych miejscowości letniskowych Monarchii Austrowęgierskiej. Swoje wakacje spędzało tam wiele znakomitości. Od członków rodziny cesarskiej począwszy aż po artystów, naukowców i polityków, wśród których byli także Polacy - Józef Piłsudski, Henryk Sienkiewicz, Witkiewiczowie i pewnie wielu innych;-) Eleganckie wille i hotele, przepiękne parki przypominały mi bardzo nasze kurorty ze starymi pensjonatami na południu Polski. Całą infrastruktura dawała obraz bardzo klimatycznych miejsc, w przeciwieństwie do letniskowych miejscowości nadmorskich z nowoczesnymi wieżowcami prześcigającymi się różnorakimi atrakcjami. Będąc tam mogłam oczami wyobraźni przenieść się do odległych czasów, w których damy w długich sukniach przechadzały się po pachnących ogrodach …
W hotelu mieliśmy do dyspozycji taras, gdzie
swobodnie biesiadowaliśmy każdego wieczoru pokaźną grupą, każdego dnia
większą. Dużym plusem, głównie dla naszych kubków smakowych, była możliwość
smakowania kuchni bałkańskiej w okolicznych tawernach. Region ten słynie z Kvarnerskich krewetek i kalmarów, trufli, istryjskiej szynki wędzonej „pršut”, oliwy z
oliwek, kasztanów. Z trunków posmakowaliśmy rakiji oraz lokalnych win wytrawnych Teran i Malvazija, które znakomicie komponowały się z serwowanymi specjałami na talerzu. Poniżej kvarnerskie kalmary:
i specjalność regionu - sałatka z ośmiornicy. Niebo w gębie:-)
Zwiedzaliśmy pobliskie miasta, które ciągnęły się wzdłuż wybrzeża. W
Rijece mieliśmy możliwość być w najstarszym Sanktuarium Maryjnym w Chorwacji, które słynie z
wielu wysłuchanych modlitw i licznych pielgrzymek wiernych.
W Puli oprócz amfiteatru rzymskiego, górującego nad miastem i spaceru na Stare Miasto zapamiętam jeszcze grillowane kalmary podane z sałatką ziemniaczano-szpinakową ;-) Tak niewiele trzeba, aby poczuć się dopieszczoną i spełnioną, w aspekcie kulinarnym oczywiście;-)
Czyż nie wyglądają cudownie?
Największe wrażenie natomiast wywarł na mnie
Rovinj – najpiękniejsze miasteczko nadmorskie zwane Małą Wenecją. Urokliwe, otoczone promenadą, tętni życiem.
Spacerowaliśmy labiryntami wąskich uliczek, podziwiając okna i przystrojone lawendą podwórza. Liczne kawiarenki zachęcają do odpoczynku i zapraszają do ugaszenia pragnienia słynnym aperole spritz, które smakuje tylko tam. Jest to chyba najbardziej „włoskie” miejsce w Chorwacji.
Mewy towarzyszyły nam wszędzie, nawet biesiadowały z nami;-)
Chorwacja również zachwyca czarem licznych wysp. Wypłynęliśmy w głąb zatoki Kvarnerskiej na Krk i Cres. Rozkoszą dla oczu były widoki białych skał z porośniętą roślinnością, zatoczek zanurzonych w błękicie
Adriatyku z zacumowanymi łodziami przy brzegu. Urzekała cisza panująca nad morzem, którą można się było delektować. W powietrzu unosiła się woń lawendy i szałwii. Słychać było świergot ptaków...
Tam naprawdę można wypocząć.
Podczas rejsu załoga statku zaserwowała nam grillowaną makrelę. Smakowała jak najlepsze danie z ekskluzywnej restauracji. Udzieliła nam się atmosfera sielanki :-)
Taką Chorwację pełną aromatów i smaków zapamiętam. I obiecuję sobie, że tam wrócę...
Na Słowenię już nie starczyło miejsca, ale obiecuję, że będzie wkrótce:-)